Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Warmia i Mazury. Bezrobotni zarobią na sadzeniu lasu

Tamara Jesionowska
Na pracy w lesie najbardziej zależy kobietom
Na pracy w lesie najbardziej zależy kobietom
Turyści szukają w lasach odpoczynku od zgiełku cywilizacji. Dla bezrobotnych mieszkańców wsi i miast i miasteczek Warmii i Mazur, las to często jedyny ratunek przez głodem i chłodem.

Turyści szukają w lasach odpoczynku od zgiełku cywilizacji. Dla bezrobotnych mieszkańców wsi i miast i miasteczek Warmii i Mazur, las to często jedyny ratunek przez głodem i chłodem. Za posadzenie lasu i jego pielęgnowanie mają być od przyszłego roku wypłacane pieniądze. Pieniądze będą zagwarantowane przez dwadzieścia lat.

Statystyki dokładnie nie ujmują, ilu biednych mieszkańców Warmii i Mazur żywi las. Powszechnie wiadomo, że wielu. Gdy tylko zaczyna się sezon na jagody, w zasobnych w runo lasach, widać kobiety i dzieci pochylone nad krzaczkami poziomek, borówek, malin, jeżyn. Potem ustawiają się na poboczach dróg, przed sklepami w miastach, ze słoikami i kobiałkami wypełnionymi owocami.

Maria K. mieszka na w osiedlu Jaroty w Olsztynie. Każdego roku niecierpliwie wyczekuje lata. W pobliskich, łańskich lasach zna obfite w runo miejsca. Wstaje o świcie, bierze wiadro, mocuje je do roweru i pedałuje 10 km. Spieszy się, żeby wrócić do miasta, w porze gdy ludzie robią zakupy. Staje w pobliżu dużego sklepu i cierpliwie czeka na klientów.

- Od siedmiu lat jestem bezrobotna, brak mi wykształcenia i zbliżam się do pięćdziesiątki, więc na znalezienie pracy nie liczę - przyznaje. - Pochodzę ze wsi, od dziecka zbierałam jagody i grzyby. Kiedyś żeby pomóc mamie, potem dla przyjemności a teraz z musu. Dzięki lasowi, mam za co dzieciom kupić książki i zeszyty do szkoły, buty.

Las to nie puszcza i dżungla co same rosną. Trzeba go sadzić i pielęgnować. Mieszkańcy wsi w sezonie mogą liczyć, że leśniczy da im zarobić.

- Przy sadzeniu i pielęgnowaniu lasu pracują głównie kobiety, które czują się odpowiedzialne za rodzinę, dzieci. Z mężczyzn nie ma pożytku, bo głównie piją - ocenia Waldemar Żebrowski, nadleśniczy z Korpeli. - Na początku lat dziewięćdziesiątych, gdy jeszcze nie było programów pomocy dla bezrobotnych z likwidowanych pegeerów, porozumieliśmy się z Urzędem Pracy w Szczytnie.

- Oferowaliśmy bezrobotnym pracę przy pielęgnacji lasu. I pomysł nie wypalił. Kierowano do nas osoby zdemoralizowane, którym pracować się nie chciało. Robotę porzucali i tylko po nich sprzęt musieliśmy zbierać.

Do prac sezonowych w lasach jest obecnie więcej chętnych niż miejsc. Zakłady usług leśnych, którym nadleśnictwa zlecają zadania, mają dobre rozeznanie kogo warto zatrudnić, a kogo nie. Zarobek zależy od rodzaju wykonywanych prac i tempa. Sięga od 1 tys. zł do 2 tys. zł. Drwale mogą wyciągnąć nawet 3 tys. zł.

- Wybierani są najlepsi, znani z pracowitości i solidności - potwierdza nadleśniczy Waldemar Lewenda z Nadleśnictwa Wielbark.

Pegeery, gdy istniały, w większości zatrudniały osoby słabo wykształcone, nie mogące w obecnych czasach znaleźć roboty. Agencja Własności Rolnej Skarbu Państwa i Lasy Państwowe pomagają zarobić byłym pracownikom pegeerów. Agencja, oddaje lasom słabe ziemie, których nikt nie chce wydzierżawić ani kupić. Na odłogach, bezrobotni sadzą sosny, dęby, świerki i je potem pielęgnują.

- Najwięcej odłogów zalesianych jest na Warmii i Mazurach - ocenia Tadeusz Puchniarki z Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Olsztynie. - Do roku 2020 przewiduje się w naszym województwie zalesienie 50 tys. hektarów. W minionych pięciu latach, las został posadzony na 12,5 tys. ha przekazanych przez AWRSP.

Dla porównania w okręgu białostockim obsadzono tylko tysiąc, a w całym kraju 70 tys. hektarów. Sezonowo, u nas pracę znajduje od jednego do dwóch tysięcy osób. Na przykład, w tym roku, w okolicach Górowa Iławeckiego, zalesionych jest kolejnych 500 ha, dzięki czemu pracę okresowo ma około 300 osób.

Sadzenie lasów na ugorach, nie jest nowym pomysłem. W Polsce, pierwsze próby podjęto już 200 lat temu. Z konieczności. Ziemianie prowadzili w lasach gospodarkę rabunkową, zahamowaną dopiero pod koniec XIX wieku. Obecnie, mamy więcej lasów niż w 1918 r. Na Warmii i Mazurach, po ostatniej wojnie, obsadzono 165 tys. hektarów, las sam wyrósł na 65 tys. hektarach.

- W nadleśnictwie Wielbark, ponad połowa lasów rośnie na gruntach zalesionych po ostatniej wojnie, zwłaszcza w latach 50. i 60. - szacuje nadleśniczy Waldemar Lewenda. - Ślady po starych chałupach do dziś można napotkać w naszych lasach.

Rolnicy, mający słabo rodzące ziemie, poprawę losu wiążą z ustawą, która ma wejść w życie 1 stycznia 2002 r. W jej myśl, właściciel gruntu, który zdecyduje się posadzić na nim las i go pielęgnować przez dwadzieścia lat, dostawać będzie co miesiąc pieniądze. Maksymalna kwota to 5,5 tys. zł miesięcznie.

Leśnicy ostrożnie się wypowiadają na ten temat.

- Pomysł przejęty z krajów Unii Europejskiej. Nasze doświadczenia ograniczają się do lasów, które nazywamy chłopskimi, a nad którymi sprawujemy nadzór. I mamy z nimi problemy - przyznaje Waldemar Żebrowski, nadleśniczy z Korpeli.

- Wielu rolników pije, a las traktuje jako źródło szybkich pieniędzy. Jeżeli rolnicy dostaną sadzonki, to je pewnie posadzą, ale czy będą potem je pielęgnować?

- Ustawa, która przeszła już przez Sejm, jest piękna - ocenia Tadeusz Puchniarski. - Ale nie chciałbym znaleźć się w skórze starostów, którzy pewnością dostaną za mało pieniędzy, by zaspokoić wszystkich chętnych.

W wielu gminach, co obrotniejsi rolnicy już wcześniej rolnicy sadzili na piachach świerczki i sosenki i, które w grudniu sprzedawali jako świąteczne choinki. Pięć lat temu, od Rolnicy z ubogiej i piaszczystej gminy Wielbark, na razie nie są zainteresowani sadzeniem lasu.

- Rada gminy uchwaliła, że sadząc na trzech hektarach, rolnik nie musi się ubiegać o zezwolenie - zapewnia wójt Wiesław Markowski. - Może pieniądze obiecane przez ustawę ich do tego zachęcą?

Pieniądze za sadzenie lasu, wyczuli za to mieszkańcy miast. O ile jeszcze rok temu, pies z kulawą nogą, nie interesował się gruntami V i VI klasy, to teraz wielu chce takie kupić.

- Zainteresowanie jest ogromne - przyznaje Ryszard Lidacki z AWRSP w Olsztynie.

Młoda reżyserka z Warszawy, licząc się z utratą pracy w publicznej telewizji, przez znajomych w Olsztynie szuka dziesięciu hektarów do kupienia.

- Mąż, informatyk, stracił pracę i od pół roku niczego nie może znaleźć na miarę ambicji. Ja też mogę zostać bezrobotna. Chcemy kupić ziemię, bo sadzenie lasu i jego pielęgnacja to nie taka filozofia, a pieniądz będzie stały i pewny - planuje.

Marek z Olsztyna, planował sprzedać dom i 30 hektarów, które ma w okolicach Lidzbarka Warmińskiego.

- Kiedy dowiedziałem się o ustawie, zmieniłem zdanie. Papiery rolnika mam, bo musiałem je15 lat temu zrobić, to teraz się przydadzą. Posadzę na polach las, niech na mnie zarabia - cieszy się.

- Proponowane przez ustawę sposób finansowania zalesień, może być źródłem dosyć niebezpiecznej manipulacji - obawia się Tadeusz Puchniarski. - Słabych ziemi nie kupią biedni rolnicy w Wielbarka czy Szczytna. Zrobią to ludzie, którzy pieniądze mają i chcą mieć więcej. A ich siła przebicia jest większa niż zwykłych mieszkańców wsi.

Nie wystarczy wejść na ugór, wykopać dołek i wsadzić weń drzewko. Las, żeby dobrze rósł, musi być posadzony na dobrze przygotowanym gruncie. A to wymaga i czasu i pieniędzy.

Leśnictwo Dębówek, ma na swoim terenie 2 hektarów ziemi, na której rósł las powalony przez wichurę, i 14 hektarów odłogów przejętych od AWRSP.

- Zrobiliśmy kilkanaście dołów, by stwierdzić czy znajdują się tu szkodniki. Niestety, są pędraki chrabąszcza majowego. Dlatego zostanie wykonane talerzowanie ziemi, by pędraki wyrzucić na wierzch - mówi Marek Dzieżyk, zastępca nadleśniczego z Nadleśnictwa Korpele.

- Wydziobią je ptaki lub wyschną. Potem jeszcze raz się to zrobi. Następny etap to orka. Od lipca do września, utrzymamy czarny ugór w celu odcięcia pędraków od żeru i zagłodzenia ich. Jeżeli pędraków nie będzie, to w październiku spulchnimy głęboko ziemię Wiosną posadzone zostaną sosny, dęby, brzozy, modrzewie, lipy, jawory.

Pędraków nie można lekceważyć. Dorosłe chrząszcze obżarły liście z drzew, które się oparły wichurze.

- Największym, naturalnym wrogiem chrząszczy majowych są dziki- zapewnia nadleśniczy Waldemar Żebrowski. - W żołądku ustrzelonej sztuki, naliczyliśmy kiedyś 25 tys. chitynowych łebków.

od 12 lat
Wideo

echodnia.eu Świętokrzyskie tulipany

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na elblag.naszemiasto.pl Nasze Miasto